Każdy je przecież lubi i o nich marzy. O podróżach chętnie się rozmawia i o podróżach wszyscy teraz piszą.
Wyjazd za granicę nie jest już dzisiaj jakąś wielką ekstrawagancją ani przywilejem tylko dla wybrańców. Sami wiecie, po co jeździmy: żeby odpocząć z dala od domu, wędrować nowymi szlakami, odwiedzać fascynujące miejsca, poznawać ludzi... pracować... A potem opowiadamy o naszych przeżyciach. Chyba dobrze, że jest w nas chęć dzielenia się "nowym" i tym, co nas zachwyciło i na szczęście każdy robi to inaczej. Każdy idzie inną ścieżką, zauważa inne detale, spotyka innych ludzi. Każdy opisuje to na swój sposób i w swoim stylu. Dlatego, ile by nie było tych relacji, zawsze będą się one różniły. Pozwolą spojrzeć na świat z innej, bo nie z naszej perspektywy.
W internecie czytam blogi podróżnicze, artykuły i relacje z różnych stron świata. Czytam książki opisujące te same miejsca, a każda jest przecież inną przygodą. Nie mam dosyć
Zastanawiam się nawet czasem, czy kiedyś literatura podróżnicza mi się znudzi? Sama nie wiem, ale jak na razie, jestem od niej uzależniona. Wciąż czytam – najwięcej o Azji, bo moim ulubionym kierunkiem jest właśnie Azja i chociaż od dziecka fascynowała mnie kultura Ameryki Południowej, cywilizacje Majów i Azteków, to los jednak skierował mnie najpierw w stronę Azji. Może dobrze, że tak się stało, bo była to miłość od pierwszego wejrzenia - ten kolorowy i różnorodny kontynent mnie urzekł. Pierwsze były Indie, potem Tajlandia, Kambodża, Indonezja, jeszcze raz Indie, a ostatnio Malezja i Singapur.
Lubię też naszą Europę. Jest teraz tak łatwo dostępna, bliska. Pociągają mnie europejskie stolice i maleńkie miasteczka, architektura, zamki, katedry i klasztory.
Nie pisałam wcześniej bloga i teraz żałuję, że nie opisywałam swoich wrażeń na bieżąco. Mam różne pamiątki, zdjęcia, mam też luźne zapiski i notatki. Wykorzystam je i będę od czasu do czasu zamieszczała tutaj relacje z moich wcześniejszych podróży. Niech Kufer Podróżnika się zapełnia:-)
niedziela, 29 stycznia 2012
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Rok Wodnego Smoka wróży pomyślność !
Dzisiaj pierwszy dzień Chińskiego Nowego Roku. Jest to jedno z najważniejszych świąt chińskich, rozpoczyna także trwający piętnaście dni Festiwal Wiosny. Chińczycy zamykają stare sprawy, rozpoczynają nowe, widać entuzjazm i radość, a w powietrzu unosi się jakaś taka dobra, pozytywna energia.
W zeszłym roku podczas tego święta byliśmy akurat w Malezji i nie mogłam sobie odmówić wizyty w China Town.
Dzielnica, która zazwyczaj tętni życiem była niemalże wyludniona. China Town jest przecież zawsze gwarne, zatłoczone i głośne, trzeba przeciskać się przez tłumy ludzi zgromadzonych przy straganach, co krok rozbrzmiewa jakaś inna muzyka, która zlewa się w jedno jazgoczące brzmienie, rozchodzą się zapachy chińskich przekąsek i potraw.
W tych dniach w mieście było jednak spokojnie, Chińczycy wyjechali do swoich rodzin, a my chyba w sumie skorzystaliśmy na tym. Bez przepychania, bez zgiełku spacerowaliśmy ulicami China Town w Kuala Lumpur.
Ulice oczywiście tonęły w czerwieni i złocie, bo czerwień chroni, symbolizuje szczęście, przynosi fortunę. Czerwone papierowe lampiony rozwieszone nad ulicami, w oknach i w drzwiach domów za dnia wyglądały trochę kiczowato, ale o zmierzchu oświetlały budynki ciepłym, łagodnym światłem. Drzewka bambusowe ozdobione czerwonymi kartkami z życzeniami, wstęgi i frędzle uzupelnialy dekorację.
W wielu miejscach wisiały symbole wiosny, powodzenia i bogactwa przywołujące fortunę. W tłumaczeniu brzmią one mniej więcej tak: „Szczęście przybyło”, „Niech pieniądze i bogactwa napływają”. Pieniądz, fortuna, powodzenie - o to troszczą się Chińczycy gdy witają Nowy Rok i życzą sobie wzajemnie: „Obyś był bogaty”.
Modlą się też o wszelką pomyślność i szczęście w świątyniach. Przechodząc obok jednej z nich poczuliśmy zapach palonych kadzidełek, gdy weszliśmy do środka dym aż szczypał w oczy, niewielkie pomieszczenie było zadymione. Obserwowałam ludzi, jak się modlą, jakie rytuały wykonują. Zapalali kadzidełka i trzymając je w złożonych do modlitwy dłoniach lekko skłaniali się, klękali, zamykali oczy, medytowali w skupieniu. Atmosfera była mistyczna i uduchowiona. Potem wrzucali do skrzynki pieniądze, brali jakieś żółte karteczki z chińskimi znakami - niestety nie udało mi się dowiedzieć, co na nich było napisane, chociaż kusiło mnie bardzo, żeby zapytać, nie zdobyłam się jednak na to. W takiej chwili, w świątyni, po prostu nie wypadało.
Rozpoczął się właśnie Rok Wodnego Smoka, a smok ten dobrze wróży. Jest dostojny silny, odważny i postępowy, w dodatku jest też sprawiedliwy, szlachetny i przyjaźnie nastawiony do ludzi, daje to ponoć nadzieję na dobry rok, korzystny dla nowych przedsięwzięć, rozwój i zażegnanie światowego kryzysu.
W zeszłym roku podczas tego święta byliśmy akurat w Malezji i nie mogłam sobie odmówić wizyty w China Town.
Dzielnica, która zazwyczaj tętni życiem była niemalże wyludniona. China Town jest przecież zawsze gwarne, zatłoczone i głośne, trzeba przeciskać się przez tłumy ludzi zgromadzonych przy straganach, co krok rozbrzmiewa jakaś inna muzyka, która zlewa się w jedno jazgoczące brzmienie, rozchodzą się zapachy chińskich przekąsek i potraw.
W tych dniach w mieście było jednak spokojnie, Chińczycy wyjechali do swoich rodzin, a my chyba w sumie skorzystaliśmy na tym. Bez przepychania, bez zgiełku spacerowaliśmy ulicami China Town w Kuala Lumpur.
Ulice oczywiście tonęły w czerwieni i złocie, bo czerwień chroni, symbolizuje szczęście, przynosi fortunę. Czerwone papierowe lampiony rozwieszone nad ulicami, w oknach i w drzwiach domów za dnia wyglądały trochę kiczowato, ale o zmierzchu oświetlały budynki ciepłym, łagodnym światłem. Drzewka bambusowe ozdobione czerwonymi kartkami z życzeniami, wstęgi i frędzle uzupelnialy dekorację.
W wielu miejscach wisiały symbole wiosny, powodzenia i bogactwa przywołujące fortunę. W tłumaczeniu brzmią one mniej więcej tak: „Szczęście przybyło”, „Niech pieniądze i bogactwa napływają”. Pieniądz, fortuna, powodzenie - o to troszczą się Chińczycy gdy witają Nowy Rok i życzą sobie wzajemnie: „Obyś był bogaty”.
Modlą się też o wszelką pomyślność i szczęście w świątyniach. Przechodząc obok jednej z nich poczuliśmy zapach palonych kadzidełek, gdy weszliśmy do środka dym aż szczypał w oczy, niewielkie pomieszczenie było zadymione. Obserwowałam ludzi, jak się modlą, jakie rytuały wykonują. Zapalali kadzidełka i trzymając je w złożonych do modlitwy dłoniach lekko skłaniali się, klękali, zamykali oczy, medytowali w skupieniu. Atmosfera była mistyczna i uduchowiona. Potem wrzucali do skrzynki pieniądze, brali jakieś żółte karteczki z chińskimi znakami - niestety nie udało mi się dowiedzieć, co na nich było napisane, chociaż kusiło mnie bardzo, żeby zapytać, nie zdobyłam się jednak na to. W takiej chwili, w świątyni, po prostu nie wypadało.
Rozpoczął się właśnie Rok Wodnego Smoka, a smok ten dobrze wróży. Jest dostojny silny, odważny i postępowy, w dodatku jest też sprawiedliwy, szlachetny i przyjaźnie nastawiony do ludzi, daje to ponoć nadzieję na dobry rok, korzystny dla nowych przedsięwzięć, rozwój i zażegnanie światowego kryzysu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)